piątek, 31 października 2014

3: Calum

Przetarłem zroszone potem czoło, zdając sobie sprawę z tego, jak głupi był ten gest. Teraz smar, który przyozdabiał mój nadgarstek, znajdował się również na mojej twarzy. Pokręciłem zrezygnowany głową i ponownie pochyliłem się nad maską samochodu, przyglądając się płynowi chłodzącemu. Coś było z nim nie tak i auto nie działało tak, jak powinno, a ja nie wiedziałem, co z tym zrobić.
- Jenna? Możesz mi pomóc? - krzyknąłem w głąb warsztatu.
- Serio, Hood? Znowu nie potrafisz? - parsknęła, podchodząc do mnie i odpychając mnie od samochodu. Pochyliła się nad nim i wsadziła rękę do środka. Po chwili wyjęła z niego wsuwkę i spojrzała na mnie z niedowierzaniem. - Właścicielką samochodu jest kobieta, pewnie coś zaczęło szarpać, a ona podniosła maskę, żeby to sprawdzić. Wsuwka wpadła i zaczepiła się w tak niefortunny sposób, że nie dało się zakręcić pojemnika z płynem chłodniczym. Weź się do roboty - burknęła, rzucając we mnie ozdobą.
- Zadziorna, lubię takie - zaśmiałem się, a ona pokazała mi środkowy palec i odeszła do Marka, który czekał na nią z podnośnikiem.
Zatrzasnąłem maskę i podszedłem do drzwi kierowcy, chcąc się upewnić, że wszystko już w porządku. Wsiadłem do środka i przekręciłem kluczyki. Auto zapaliło normalnie. Pokręciłem głową z uśmiechem i zamknąłem drzwi, ruszając na jazdę sprawdzającą. Ta dziewczyna nie przestawała mnie zaskakiwać.
-----------
- Calum, jeszcze tylko ta Honda i możesz iść - oznajmiła Jenna, poklepując mnie po ramieniu. Jej rude włosy związane były w roztrzepany warkocz pobrudzony smarem, a jej twarz przybrała szydzący uśmieszek. - Klocki hamulcowe.
- Żartujesz sobie ze mnie - sapnąłem, patrząc na zegarek. - Jest szesnasta. Jak, do cholery, mam to zrobić jeszcze dzisiaj?
- Wyluzuj. Są już wyjęte. Tylko wstawisz je i oddasz miłej pani jej autko. Jasne? - spytała z determinacją w głosie. Naprawdę poważnie podchodziła do tej pracy.
- Jak słońce.
Wykonałem swoją robotę i skierowałem się do pryszniców. Musiałem zmyć z siebie zapach tego miejsca. Dziś spotykałem się z Flu. Kiedy wychodziłem, wycierając mokre włosy ręcznikiem, przyjechała właścicielka Hondy od klocków hamulcowych. I myślałem, że po prostu padnę na twarz tak, jak tam stałem.
- Dzień dobry, Jade Clarks. To moja Honda, o tam - powiedziała, a ja uniosłem jedną brew. Tak bardzo się zmieniłem, czy ona po prostu mnie zapomniała?
- Och, tak. Tak myślę. Oto kluczyki - podałem je jej z wahaniem, jednak ona przyjęła je z uśmiechem i podziękowała cicho.
Co się właśnie stało?
- Hej, Hood! Przestań się gapić, bo i tak nie poderwiesz - zadrwiła Jenna.
Blondynka odwróciła się na pięcie i spojrzała na mnie z otwartymi ustami. A niech cię, Jen.
- Calum?
- Cześć, Jade. Miło cię znowu widzieć.
-------------
- I tak po prostu ją przywitałeś? Tyle? Żadnego spierdalaj, zniszczyłaś mi życie, bo cię pokochałem, a ty złamałaś mi serce? - spytał Tristan, kręcąc głową.
- Dzięki, Tris. Ty to wiesz co powiedzieć - przewróciłem oczami.
- Myślę, że on chciał po prostu zrozumieć, dlaczego nic jej nie powiedziałeś - wtrącił Michael, który podrzucał Johna, syna Ruby, na kolanach. - Mogłeś jej wygarnąć, co tylko chciałeś. Czemu tego nie zrobiłeś?
- Bo była taka inna, taka, jak kiedyś... Może cela ją zmieniła?
- Proszę cię. Już raz to przerabialiśmy. Nie możesz się znów zakochać - prychnęła Dianna, a ja miałem ochotę ją uderzyć. Nie rozumiała. Żadne z nich nie rozumiało.
- Kocham Flu. Nie zamierzam wrócić do uczuć z liceum. Dorosłem.
- I bardzo dobrze. - oznajmiła Ruby, wyjmując ciasto z piekarnika. - A tak właściwie, to ta sprawa z Flu jest poważna? Jeśli mam być szczera to nie lubię kobiety - pokręciła glową, ściągając ochronne rękawice.
- Nie wiem, ona nie chce się angażować, ale mi zależy... chyba? - podrapałem się po karku. Nienawidziłem takich pytań. Och, przestańcie. To moje życie uczuciowe, a nie wasze, więc zajmijcie się swoimi interesami. - Myślę, że ją kocham. Ale nie jestem pewien. To skomplikowane.
- A co z tą z warsztatu? Jenną? - spytał Tristan z zaciekawieniem, za co Tamara wbiła mu łokieć w żebra. - No co? Myślę, że to właśnie na niej ci zależy, jeśli już.
- Och, przestań. To tylko koleżanka.
Prawda?
-------------------
- Zabierz ode mnie tego irytującego faceta, Calum - burknęła Jenna, przytulając mnie od tyłu.
- Co tym razem?
- Twierdzi, że jego samochód jest zepsuty, bo stacza się z każdej górki. Zawsze zostawia go na luzie - pacnęła się ręką w czoło, a ja się zaśmiałem. - Przestań, to nie jest śmieszne! Jego auto naprawdę jest do naprawy!
- Weź go na przegląd, pociągnij sto dolców za "wymianę skrzyni biegów" i napomknij, żeby zostawiał samochód na biegu.
Jenna odwróciła mnie do siebie i pocałowała krótko.
- Mistrz. Chyba gotuję jutro obiad.
- Lassagne! - krzyknąłem za nią z uśmiechem.
-------------------
- Mamo, co to jest? - spytała May, ciągnąc Jennę za rękaw.
- To jest, umm... Nie do końca wiem, o czym mówisz.
- No to, ten... wyzbik? - rzuciła mała niepewnie.
Zaśmiałem się głośno, wskazując na dziecko, które rzuciło frisbee. Jenna zawtórowała mi, zauważając przedmiot zainteresowania May. Słońce przygrzewało mój nos. Zmarszczyłem się, zakładając okulary. Nie minęła chwila, kiedy mój telefon zadzwonił. Wyciągnąłem go i podałem Jennie, chwytając rączkę córki i zabierając ją na miejsce, w którym Ruby, Ben, John i Elizabeth jedli już kanapki na kocu piknikowym.
- Cześć! - pisnęła uradowana May i rzuciła się Liz na szyję. Dziewczynki różniły trzy lata, jednak dogadywały się niesamowicie dobrze.
- Hej, młoda. Co tam? - zagadnęła ją Liz i poczochrała jej głowę.
- Ty wcale nie jesteś stara - zauważył John.
Pokręciłem głową, patrząc na May, która już biegała z kuzynką. Opadłem ciężko na koc obok Bena i przywitałem się ze wszystkimi. Po chwili przyszła do nas Jenna z grobową miną.
- Wszystko w porządku, kochanie?
- Zamykają warsztat - oznajmiła drżącym głosem.
-------------
- Wystarczy podpisać jeszcze tutaj i będzie pani prawowitą właścicielką tego warsztatu - powiedział urzędnik, a Jenna skinęła, składając podpis u dołu dokumentu. Mężczyzna potrząsnął jej dłonią. - Gratuluję i życzę powodzenia.
- Bardzo dziękuję - odparła z uśmiechem i podeszła do mnie, całując mnie w policzek. - Ten pomysł był genialny.
- Ja jestem genialny - zaśmiałem się i podałem jej rękę. Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy alejką na spacer. - Powiedz, czy myślałaś kiedyś, że skończymy w ten sposób?
- Jaki sposób? Razem? Z dzieckiem? Jako współwłaściciele warsztatu, w którym się poznaliśmy?
- Teoretycznie tylko ty jesteś właścicielką - sprostowałem, a ona się uśmiechnęła.
- Czy jestem teraz twoją szefową? - jej oczy zabłysnęły radośnie.
- Już dawno nią byłaś - zaśmiałem się i pocałowałem ją krótko. Była taka urocza i taka męska jednocześnie. Idealna żona, wspaniały kumpel. Jestem szczęściarzem.
Ktoś wpadł na mnie tak zamaszyście, że się przewróciłem. Upadłem na tyłek i spojrzałem zdezorientowany na dłoń przede mną. Podniosłem się przy jej pomocy i otrzepałem z kurzu.
- Bardzo przepraszam, nie patrzałem przed siebie, ja tylko...
Podniosłem wzrok i zobaczyłem jego. I ją. Niemożliwe. Zaśmiałem się tak gorzko, jak jeszcze nigdy.
- Serio, Luke? Widziałem, jak umierasz - prychnąłem. - I ty? Zdradziłaś nas wszystkich podwójnie. Nawet mnie to nie dziwi.
Jenna szarpnęła moje ramię.
- Co ty robisz, Calum? - syknęła.
- Przepraszam, ale chyba nas pan z kimś pomylił - oznajmił chłopak. - Mam na imię Finn.
- Nie, Finn, nie pomylił - przyznała Jade. - Calum Hood. Kopę lat - uśmiechnęła się.
- Ta - burknąłem.
- Widzę, że ułożyłeś sobie życie. Cieszę się, że ci się to udało. Naprawdę przepraszam za to, co stało się w liceum. Byłam młoda i cholernie głupia - przyznała. Dosłownie zbierałem swoją szczękę z chodnika.
- Umm.. Cóż, ja... emm... W porządku. Jest w porządku - westchnąłem.
- Naprawdę? Strasznie się cieszę - posłała mi szeroki uśmiech. - Wybacz, ale teraz musimy już iść. Może kiedyś jeszcze na siebie wpadniemy? - uniosła brew.
- Tak, może - uśmiechnąłem się słabo. Cela naprawdę ją zmieniła.
Odeszliśmy od nich, a kiedy tylko zniknęliśmy za zakrętem, Jenna spytała:
- Okej, czego nie wiem?
- To była Jade Clarks.
Jenna wytrzeszczyła oczy.
- Ta...
- Tak, ta. Od Hondy z klockami hamulcowymi, pamiętasz?
- Ale przecież...
- Od Hondy, prawda? - włożyłem potrójny nacisk na te słowa.
- Och... Och. Tak, od Hondy. Faktycznie. Jak mogłam zapomnieć.
Przeszłość za plecami, przypomniałem sobie.
Zostaw przeszłość za plecami. I nigdy tam nie wracaj.
Ponownie złapałem dłoń Jenny i pociągnąłem ją, chcąc odsunąć się od Jade jak najdalej mogłem. Najpiękniejsza metafora w moim całym życiu.
Idę naprzód, w przyszłość, krocząc przez teraźniejszość, zostawiając bolesną przeszłość za sobą, akceptując ją, ale jej nie wspominając.

2: Tristan

Hashtag #HEAff (albo #LettersFF, oba sprawdzam, lel)
chodzi o to, żebyście się udzielali, plz, to pomaga w pisaniu oki

- I jak? - spytała Tamara, a ja wzruszyłem ramionami, całkowicie niezdolny do bardziej wyczerpującej odpowiedzi. - Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale to już trzecia w tym miesiącu - zauważyła.
- A jak tam twoja? - zadrwiłem.
- Zamknij się.
Opadłem na krzesło obok niej i westchnąłem bezradnie. Naprawdę, coś było nie w porządku. Trzecia dziewczyna w tym miesiącu, którą rzuciłem.
- Nie wiem, co się dzieje, Tami, po prostu nie wiem, okej? Żadna nie wydaje się odpowiednia - pokręciłem głową.
Bo tylko ty jesteś, pomyślałem ze smutkiem.
To głupie, zakochać się w lesbijce, jednak życie jest głupie, a wśród wszystkich idiotów, których w nim spotkałem, ja jestem największym. Jednak jak tu nie pokochać tak uroczej, bezpośredniej i sympatycznej...
- Może potrzebujesz przerwy? - spytała z troską w głosie i ujęła moją dłoń. - Nie wszyscy od razu odnajdują swoje drugie połówki.
- Ja swoją znalazłem - wypaliłem i zasłoniłem usta dłonią, jakby chcąc cofnąć wypowiedziane słowa. Głupi, głupi, głupi!
- Co? - Tamara zmarszczyła brwi, a ja zabrałem dłoń.
- Nic. Chodź, szef się zaraz wścieknie, że nie pracujemy.
--------------
- Dlaczego? Coś się stało? - spytałem Diannę przez telefon.
- Wyjaśnię ci potem. Po prostu musimy się spotkać.
- Di, nie wiem, czy...
- Chodzi o Tamarę.
- Już jadę - oznajmiłem i wybiegłem z domu, otwierając drzwi do samochodu.
Zdecydowanie łamałem przepisy, ale kogo to obchodziło? Moja przyjaciółka dzwoni do mnie i prosi o pilne spotkanie dotyczące dziewczyny, którą kocham. Moja reakcja była chyba naturalna.
- O co chodzi, Dianna? - rzuciłem zdenerwowany, kiedy dosłownie wypadłem na jej podjazd. Stała przed drzwiami z szerokim uśmiechem na ustach. - Jaja sobie robisz?! Co się dzieje?!
- Tamara chciała powiedzieć ci coś osobiście.
Zza jej pleców wyłoniła się Tam, a ja niemal podskoczyłem w miejscu ze szczęścia. Wszystko z nią w porządku.
- Hej, Tris - uśmiechnęła się do mnie. - Chcesz się ze mną przejść?
- Uh, wybacz, ale nie. Nie jestem już tak sprawny fizycznie jak kiedyś i już nie bardzo chodzę na spacery. Problem z kolanami, wiesz, trzydziestka się zbliża - zaśmiałem się.
- Ha, ha - przewróciła oczami i podeszłszy do mnie, chwyciła mnie pod ramię. - Musimy porozmawiać - oświadczyła.
- Oho, brzmi poważnie.
- Serio porozmawiać.
- Zamieniam się w słuch.
- Wiesz, że jestem lesbijką. - skinąłem. - Ja przez dwanaście lat swojego życia też tak myślałam. Ale teraz idę tu przy tobie i mam wrażenie, że moje serce zaraz wyskoczy z piersi. I nie wiem, co to jest, ale zdecydowanie mi się podoba.
Stanąłem w miejscu i spojrzałem na nią zaskoczony.
- Że co?
- Że to - zaśmiała się i przyciągnęła mnie do siebie w pocałunku, który mówił wszystko.
Tak długo marzyłem o tej chwili, jednak nigdy nie powiedziałbym, że będzie tak idealna. Jej malinowe usta przy moich, tak pięknie dopasowane, jakby były sobie przeznaczone. Moje dłonie w jej włosach, a jej na moim karku. Wszystko tak idealne. Wszystko na swoim miejscu.
Odsunąłem się pierwszy, patrząc jej w oczy z autentyczną radością i szczęściem wypełniającym każdy cal mojego ciała.
- Czy to właśnie jest miłość? - spytała. - To uczucie, kiedy chcę spędzić z drugą osobą resztę życia, bo wiem, że nikt inny nigdy nie dopełni go tak jak ona?
- Tak, tak myślę - uśmiechnąłem się do niej. - I czuję dokładnie to samo.
Przytuliła mnie mocno, chowając głowę w zagłębienie mojego obojczyka.
- Bądź moja, Tami. To jedyne, czego pragnę - wyszeptałem.
- Jestem twoja. I chcę zostać na zawsze.
---------------
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - spytała, przygryzając wargę i spoglądając na projekt tatuażu. - Kiedy będziemy już starzy i zgrzybiali, będzie to wyglądać okropnie.
- No i? Chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham i jestem twój aż do śmierci. Wiesz to?
- Jesteś moim mężem, oczywiście, że to wiem. Dlatego nie rozumiem, dlaczego chcesz się tak oszpecić.
- Nie chcesz tego? - spojrzałem na nią ze smutkiem.
- Ja chcę, chodzi o ciebie. Jesteś zbyt piękny, żeby niszczyć się w ten sposób - spuściła wzrok. Uniosłem jej podbródek palcami i uśmiechnąłem się.
- Jesteś taka słodka. A teraz daj rękę.
Złączyłem nasze palce, dając znak tatuażyście, żeby zaczynał tworzyć nasz wspólny tatuaż.
-------------
- Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam - wychrypiała, a ja złapałem jej dłoń. Była zimna i blada.
- W takim razie posuń się.
Ostatkiem sił zrobiła mi trochę miejsca na naszym dwuosobowym łóżku.
- Co robisz? - szepnęła, kiedy zacząłem splatać nasze palce.
- Umieram razem z tobą. Nie zniósłbym życia bez ciebie, bo ty nim jesteś. Jesteś całym moim światem.
Tamara uśmiechnęła się lekko, mimo łez spływających po jej policzkach.
- Nasz tatuaż. Widocznie znaczy więcej niż tylko pustą obietnice.
- Widocznie - posłałem jej smutny uśmiech.
Zobaczyłem, jak jej oczy powoli się zamykają, a jej puls zwalnia, jednak ona próbowała z tym walczyć.
- Nie chcę cię żegnać - powiedziała cicho. - Ale muszę.
Uścisnęła moją rękę po raz ostatni, a potem jej oczy opadły. Ostatnim tchnieniem wyszeptała:
- Dobranoc, Tris.
Moje serce zaczęło zwalniać. Wiedziałem, że tak będzie. Że umrę z tęsknoty. Oddychałem z trudem, obraz przed moimi oczami stawał się coraz ciemniejszy.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na nasze splecione dłonie i ostatnim, co zobaczyłem przed śmiercią, był nasz tatuaż. Węzeł żeglarski, ósemka, ciągnący się przez nasze nadgarstki, tak, że dopiero kiedy złapaliśmy się za ręce, miał jakikolwiek sens. I napis pod spodem.
,,I będziemy, aż do końca naszych dni."
-----------------
Being an emotional little shit like I am, poryczałam się, pisząc końcówkę
Przepraszam, jeśli ktoś ma niedosyt - naprawdę opornie szedł mi ten rozdział.
Do następnego! :)
autorka

1: Ruby

 - Hej, Ruby – uśmiechnął się Tristan, kiedy usiadałam na krześle przy stoliku.
W tej samej kawiarni, wiele lat temu, moja przyjaciółka, Dianna, powiedziała nam, że Michael wrócił do miasta. Wtedy zarzekała się na śmierć, że go nienawidzi, a jednak została "zmuszona" do pójścia z nim na bal. I od tamtej pory zaczęło się coś niezwykłego. Na samą myśl o tym uśmiechnęłam się do siebie.
Wzięłam jeden kubek z parującą kawą i spojrzałam na niego.
- Więc? Dlaczego chciałaś się spotkać? - powiedział całkowicie neutralnie, bez wyrzutu ani wyczekiwania w głosie.
Przyjaźniliśmy się już prawie osiem lat. Kupa czasu, prawda? Nadal jednak nie zamierzamy zrobić z tym nic więcej. Tylko przyjaciele.
- Chciałam ci o czymś powiedzieć – przygryzłam wargę i spojrzałam dyskretnie na swój palec serdeczny, jednak Tris zdążył to zauważyć i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Oświadczył ci się?!
Skinęłam głową z szerokim uśmiechem. Tristan ujął moją dłoń i zaczął oglądać pierścionek z każdej strony, jakby upewniając się, że jest prawdziwy. Stwierdziwszy ten fakt, wstał, obszedł stół i przytulił mnie naprawdę mocno.
- Jestem z was taki dumny, zawsze wam kibicowałem, wiesz?
- Zawsze? - zdziwiłam się. - Nie wiedziałam, że nawet go lubiłeś.
- Udawałem, że jestem okropnie protektywny wobec ciebie, żeby wiedział, że nie może cię użyć i wyrzucić. Cieszę się, że tak się nie stało.
Pomyślałam o tych wszystkich razach, kiedy wychodziłam gdzieś z Benem i za każdym razem spotykałam Tristana, który przypadkiem przechodził obok nas, wybierał się na ten sam film albo kupował zupełnie niepotrzebne mu waciki do demakijażu, tylko po to, żeby mnie kontrolować.
- To w sumie było całkiem słodkie – przyznałam.
- Ja jestem słodki – zaśmiał się Tris, a ja mu zawtórowałam. - Wiedz, że jeśli będziesz potrzebowała pomocy w czymkolwiek, to jestem przy tobie.
- Przyjaciele na zawsze, prawda? - żartobliwie wyciągnęłam w jego stronę mały palec, a on ujął go z wielką powagą.
- Na zawsze.
---------------------
- Coś nowego, coś starego, coś pożyczonego – moje rękawiczki – coś niebieskiego, coś odziedziczonego... - wyliczała Dianna, która denerwowała się tym wszystkim bardziej niż ja. Zaśmiałam się pod nosem i złapałam ją za ramiona, przytrzymując w miejscu.
- Di, wszystko będzie okej. To mój dzień. Nie ty powinnaś się stresować.
- Wiem, ale po prostu jesteś moją najbliższą przyjaciółką i czuję się, jakbym to ja wychodziła za mąż – przyznała.
- To tylko założenie głupich pierścionków z szalikiem zawiązanym na dłoniach. Nic szczególnego – wzruszyłam ramionami, a ona posłała mi mordercze spojrzenie, ale się uśmiechnęła.
- Pomyśl o tym w ten sposób: wiążesz się z kimś na zawsze, zakładasz rodzinę, a wasz związek będzie pobłogosławiony przez Boga.
- Gadanie – machnęłam zdawkowo ręką i spojrzałam po raz ostatni w lustro. Wyglądałam po prostu ładnie – moja sukienka była biała, ale miała błękitne akcenty (punkt z listy Dianny: coś niebieskiego), na dłoniach miałam rękawiczki, a włosy pięknie spięte w idealnego koka i ozdobione wiankiem z białych, drobnych kwiatów.
- Jesteś taka bezuczuciowa, Rubs – zaśmiała się Dianna, a ja westchnęłam ciężko. - Co jest?
- Po prostu chciałabym, żeby ona tu była. Wiedziałaby, co powiedzieć, uśmiechałaby się cały czas i ciągle psułaby mi włosy, tylko po to, żeby mi dokuczyć.
- Tej Jade już nie ma - przypomniała mi gorzko Dianna, a ja musiałam przyznać jej rację. Ta Jade odeszła razem z Luke'iem i Tiną.
Po chwili rozległo się pukanie i do środka wszedł Tristan.
- Wyglądasz ślicznie – mrugnął do mnie, a ja skinęłam z uśmiechem, niemo dziękując. - Gotowa?
- Dlaczego wszyscy zadają mi to pytanie? - burknęłam poirytowana, zadarłam spódnice i teatralnie wyszłam, udając obrażoną. Sekundę później jednak wróciłam, śmiejąc się głośno.
- Jak ona to robi? - Tristan podniósł jedną brew, a Dianna wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia, Tris. Nie mam pojęcia.
----------------------
- Do dna! - krzyknął Michael, a ja opróżniłam kieliszek. Z resztą, nie pierwszy już dzisiaj, jednak jeśli jest jakiś dzień, w którym nie wolno sobie żałować, to właśnie był ten dzień.
Ben zaśmiał się głośno, widząc mnie w takim stanie. Objął mnie ramieniem i pocałował krótko, a ja uśmiechnęłam się do siebie.
- Jak na razie niźle nam idź, prrrrrrawda? - wybełkotałam, a on skinął, mimo że pewnie nic nie zrozumiał. Miał zdecydowanie większą tolerancję do alkoholu niż ja, to było niesprawiedliwe. Nie udało mi się jednak tego wymówić, bo kolejny drink został wciśnięty w moją dłoń.
Okej, nie protestuję.
- Jak się czujesz, kochanie? - spytał mnie na ucho, a ja tylko skinęłam, informując go, że jest dobrze.
Kuzynka Bena poprosiła go do tańca i to było ostatnim, co zapamiętałam.
-----------------
- I jak było? - zapytała mama, kiedy przekroczyliśmy jej próg po podróży poślubnej. - Odpoczęliście?
Ben spojrzał na mnie z rozbawieniem, a ja dźgnęłam go łokciem w żebra.
- Tak, mamo - przewróciłam oczami i usiadłam na blacie stołu.
- Dianna tu była, pytała, kiedy wracacie. Myślę, że powinnaś do niej zadzwonić.
- Mam już prawie dwadzieścia sześć lat, nie traktuj mnie jak dziecko.
Mama podeszła do mnie i przytuliła mnie ciasno.
- Wiem, córeczko, wiem. Po prostu to dzieje się tak szybko, naprawdę. I ciężko mi się z tym pogodzić.
- Już i tak długo nie mieszkałam z tobą - zauważyłam.
- Przestań, Ruby - zaśmiała się, a ja poklepałam ją po plecach.
- Zawsze będę twoją córeczką, okej? - złapałam ją za ramiona i spojrzałam jej w oczy.
- Okej.
--------------------
- Tris, do cholery, dlaczego John ssie pilota?! - krzyknęłam, jedną ręką zakładając buta.
- Nie wiem, boże, Ruby, poszedłem tylko do kibla - burknął, przechodząc obok mnie.
- Nawet jeszcze nie wyszliśmy, a ty już zostawiasz go bez opieki!
Tristan przewrócił oczami.
- Gdzie jest Ben?
- Poszedł po nosidełko do mojej mamy. Masz listę?
- W głowie, na lodówce i w telefonie. Ruby, uspokój się - zaśmiał się, a ja zmierzyłam go morderczym spojrzeniem.
- Zostawiam najmniej odpowiedzialną osobę, jaką znam, z moim dzieckiem. Chyba mam prawo panikować.
- Wyluzuj, dorosłem trochę.
Westchnęłam i przeczesałam włosy palcami.
- Mleko masz w szafce, już odmierzyłam porcję do butelki, zalej gorącą, ale nie wrzącą wodą, połóż go o dwudziestej i zaśpiewaj mu kołysankę, a potem...
- Ruby? Jesteś gotowa? - zawołał Ben z korytarza.
- Już idę! - zwróciłam się ponownie do Tristana. - Możesz zamówić sobie pizzę i wypożyczyć jakiś film z biblioteki.
- Okej, idź już - zaśmiał się.
- Jeszcze raz dzięki, że z nim zostaniesz - pocałowałam go w policzek i po raz ostatni pomachałam mu na do widzenia.
-----------------
- Ah, to były czasy - uśmiechnęłam się leniwie.
- Masz rację. Pamiętasz jeszcze, kiedy John był taki malutki?
- Tyci, tyci - zaśmiałam się.
- Ej, nie gadajcie o mnie sikającym w pieluchy - obruszył się John, a Elizabeth uśmiechnęła się pod nosem, nie odrywając nosa od książki. - Ty, młoda! Zaraz będziemy się śmiać z ciebie!
- Nie mów tak do siostry, John - upomniał go Ben. - Dwadzieścia jeden lat ci nie wystarczyło, żeby nauczyć się manier?
- A jej siedemnaście? - burknął.
- Jestem uosobieniem manier, braciszku - parsknęła Liz, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Wszystko było idealne.
Wszystko i wszyscy na swoim miejscu.
Oparłam głowę na ramieniu Bena, kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi.
- O, hej, Tristan - powiedział John, a Tris się zaśmiał.
- Pamiętam, jak sikałeś w pieluchy, mów do mnie chociaż wujku.
- Wujku Tristanie, gdzie ciocia? - rzuciła sarkastycznie Elizabeth, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- W pracy. Mogę sobie zrobić kawę? - spytał mnie, a ja gestem ręki kazałam mu się obsłużyć.
Wszystko i wszyscy na swoim miejscu.
Uśmiechnęłam się, naprawdę doceniając szczęście, które mnie spotkało.

Happily Ever After - Letters 2

Sequel zostaje tutaj, na tym blogu, jednak forma numeracji rozdziałów jest inna:

cyferka: imię bohatera

HEA opowiada o dziejach bohaterów po śmierci Ashtona i ich życiach długo później.

Zapraszam! :)

niedziela, 28 września 2014

15

Dianna's POV
- Masz klucze? - krzyknął Michael z łazienki.
- Tak - odpowiedziałam i poprawiłam swoje włosy w lustrze. Miałam na sobie czarną sukienkę i czółenka tego samego koloru. To wszystko było proste. Nie zamierzałam stroić się na pogrzeb Ashtona. I również nie zamierzałam na nim płakać.
A jednak to zrobiłam.
Kiedy jego ciało w trumnie zostało praktycznie wrzucone do ziemi, naprawdę płakałam. Płakałam nad losem chłopaka, który wcale nie był zły. Który pomógł mi, kiedy tego potrzebowałam. Który był przy mnie, kiedy tego potrzebowałam. Dał mi wszystko to, co miał. I kochał mnie wszystkim, co miał. Po prostu zgubił swój kompas i zszedł na złą drogę, która zaprowadziła go prosto w przepaść.
Michael trzymał mnie w ramionach cały pogrzeb i szeptał, żebym nie marnowała na niego łez, ale to sprawiało, że szlochałam jeszcze głośniej. On wcale nie był zły. Zrozumcie to wszyscy!
A jednak próbował mnie zamordować.

PÓŹNIEJ.

Tristan's POV
- Powiedz mi, co naprawdę wiesz. Jak wyglądała prawdziwa wersja wydarzeń? - spytała Ruby.
Nie mogłem jej okłamać, nie mogłem powiedzieć jej prawdy. Westchnąłem i pokręciłem bezradnie głową. Spojrzałem na stary, ogromny budynek przed nami i otworzyłem jej drzwi do środka.
- Więc to dlatego tu jesteśmy? Żebym poznała prawdę?
- Tak. To nie ja jestem tym, który powinien ci to wyjaśnić.
Ruby zatrzymała się gwałtownie w miejscu.
- Chyba nie mówisz o...?
- Poczekaj tutaj. Pójdę pierwszy.
Jade's POV
Nie wiesz, jakie to uczucie, kiedy zawodzisz wszystkich, których kochałeś. Nie masz pojęcia, jak wygląda twoja miłość w momencie, kiedy celujesz w nią z pistoletu. Nie wiesz i najpewniej nigdy się nie dowiesz. Szczęściarz. Ja to przeżyłam. I wszystko przez Michaela. Pieprzony manipulant.
Kiedy byłam tylko piętnastoletnią, zakochaną dziewczyną, nie myślałam o zależnościach. O tym, że ktoś może mieć dług wobec kogoś innego. Widziałam tylko Caluma mówiącego mi, że nie może być ze mną, bo Michael, któremu winny jest pewną lojalność, nie pozwolił mu na to. I wściekłam się niesamowicie.
Postanowiłam wykorzystać Ashtona beznadziejnie wzdychającego do Dianny, dziewczyny Luke'a, który był najlepszym przyjacielem Michaela. Zaproponowałam, żeby go zdjąć. Dowiedziałam się, że i tak planował samobójstwo, więc myślałam, że pójdzie gładko. Ash się zgodził. Wszystko zaplanowaliśmy. Rozmowy. Śmierć. Wtedy Michael wziął na siebie jego winę... Naszą winę. Dianna znienawidziła go i poznała Ashtona, który "przez przypadek" wpadł na nią na ulicy. Powiedział, że mnie zna i że dużo mu o niej opowiadałam. I żyli długo i szczęśliwie.
Przejechałam palcami po szorstkiej ścianie mojej celi i zacisnęłam pięści.
- Happy endy nie istnieją - syknęłam sama do siebie.
- Prawda? - usłyszałam w odpowiedzi. Odwróciłam się i zobaczyłam Tristana. Uśmiechnęłam się gorzko. Spodziewałam się go tutaj. Ten szczur prędzej czy później i tak przyszedłby do mnie z podkulonym ogonem.
- Wsypałeś nas - stwierdziłam, a on wzruszył ramionami.
- Wcale nie musiałem. Twój wspólnik chciał zamordować Diannę. A teraz sam wącha kwiatki od spodu.
Zamarłam. Nie możliwe. Przecież obiecał trzymać się planu i...
- Nie żyje? - wyszeptałam.
- Nie, został florystą - przewróciłam oczami.
- Co tutaj robisz?
- Niektórzy chcieliby poznać prawdę, a ja nie zamierzam jej ujawniać.
- Dlaczego? Pochwal się, jakim genialnym informatorem byłeś dzięki głupocie mojej kuzynki.
- Dzięki - powiedziała sucho Ruby, a ja wzniosłam oczy ku niebu.
- Zaczyna się.
- Nic się nie zaczyna, Jade. Wszystko się dla ciebie kończy. Nie masz już rodziny, nie masz już przyjaciół. Nie masz nawet Caluma. Nikt cię tu nie chce, wiesz?
Odwróciłam się,  próbując odgonić łzy.
- Chcesz znać prawdę? W porządku.
---
- Dianna zamieszkała z Ashtonem, a Calum nie chciał mnie znać. Znalazł sobie jakąś inną, której nawet nigdy nie poznałam. Wtedy chciałam wrócić do tej formy szantażu, ale Ash nie. Był szczęśliwy z Dianną i nie chciał tego psuć. Wtedy wrócił Michael, a Di zaczęła zachowywać się dziwnie. Ashton poczuł się zagrożony, a kiedy dowiedział się, że Dianna idzie na bal z Mike'iem, zgodził się na moją propozycję. Calum zapytał mnie kilka dni wcześniej, czy to ja będę mu towarzyszyć, ale wiedziałam, że chce tylko przyjaźni. Znaleźliśmy kogoś, kto nienawidził ich obojga tak mocno, jak my. Elenę. Nie mogła znieść córki kochającej psychola. Zaplanowaliśmy cały system: Tina, Tamara, Ruby, Tristan, Dianna i Michael. To wszystko, żeby oboje mogli jedynie patrzeć, jak umierają ich najbliżsi. Kiedy Calum uciekł, wiedziałam, że to koniec. Że prędzej czy później nas znajdą. I tak się stało. A teraz ja tkwię tutaj, a Ashton nie żyje. Nie było warto - przyznałam.
- A co z Tristanem? - spytała Ruby. - Co on ma wspólnego z tym wszystkim?
- Był naszą wtyką. Przyjaźnił się z tobą tylko dla informacji. Przynajmniej na początku. Potem stwierdził, że naprawdę zależy mu na twojej przyjaźni.
Ruby odsunęła się szybko od Tristana na bezpieczną odległość, jednak tego nie skomentowała.
- Podobno nie mieliście zabijać Caluma.
- Nie. To moja zachcianka. Niech cierpi, skoro mnie oszukał i ze mną pogrywał. Potem dowiedziałam się, że Calum jest w szpitalu, a teraz jestem tutaj - zastukałam w kratę i uśmiechnęłam się gorzko. - Jedzenie jest ohydne.
- Wiesz, co powiedział Michaelowi? Że byłaś jedyną dziewczyną, którą kiedykolwiek kochał.
To zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Ups - wzruszyłam ramionami i pomachałam im ostentacyjnie.
Zrozumieli aluzję i odeszli.
I w ten sposób kończy się nasza historia.
Dianna i Michael są w związku i mieszkają razem. Jego mieszkanie zostało już wyremontowane, a pokój gościnny przerobiony na sypialnię Di. Mike niedługo wyjeżdża do college'u, ale oboje mają się dobrze. Ona szuka pracy, żeby utrzymywać się bez pomocy Michaela. Wcześniej robił do Ashton.
Tristan i Ruby są najlepszymi przyjaciółmi. Rubs wybaczyła Trisowi po tym, jak wyjaśnił jej całą zaistniałą sytuację. Ostatnio często imprezują z Tamarą i Benem, który ostatnio znowu zaczął interesować się Rubs.
Elena została zamknięta do tego samego więzienia co ja i czasami widzimy się na obchodach. Twierdzi, że nie żałuje.
Tina i Ashton nie żyją. Zostali pochowani po przeciwnych stronach cmentarza, żeby Tina nie czuła się znieważona jego obecnością w jej pośmiertnym życiu. Żenada.
Skąd wiem to wszystko, skoro jestem wiecznie zamknięta? Ktoś jednak nadal mnie odwiedza.
Calum wyzdrowiał. Przychodzi co jakiś czas, ale zawsze patrzy na mnie z pogardą i jedynie mówi mi, jak szczęśliwi są nasi... jego przyjaciele.
Bo ja gniję w kiciu i będę w nim gnić jeszcze przynajmniej czternaście lat.
Jak widać, nie wszystkie historie kończą się happy-endem. Włączając w to moją.

KONIEC

-----------------
CZY WY TO CZUJECIE

koniec Letters
czujecie to?
bo ja nie
okej
zaczęłam tego fanfica jakieś kurczę kilka dni temu, a tutaj koniec
omg
chciałabym podziękować:
* wszystkim, którzy pomogli mi ułożyć fabułę (aka Marcysi, Kornelii, Karolinie, Ali, Eli i Krzysi)
* wszystkim roleplayer'om - naprawdę mi pomogliście, bo dzięki wam natchnienie do pisania przychodziło samo
* wszystkim komentującym - dzięki wam Letters dotarło do końca!
* wszystkim gwiazdkującym, czyli leniuchom, którym się nie chce komentować, lel XD
* wszystkim piszącym w hashtagu (btw. zapraszam do napisania w nim po raz ostatni, bo hash do drugiej części będzie inny) - mój banan w momencie czytania waszego jarania się/płakania/krzyczenia/wtfnięcia/innych to po prostu życie
* wszystkim, którzy czytali, ale przestali - to też się dla mnie liczy
I PRZEDE WSZYSTKIM
* wszystkim WAM, którzy dotrwali do samego końca i przeczytali ostatni rozdział Letters!

nie, nie będzie epilogu
ALE BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ, PAMIĘTAJCIE
DON'T PANIC
dodatkowo chciałabym wymienić w notatce Krzysię (@irwinxangelx) i Sylwię (@nakedcolumn, nie pamiętam twojego nowego usera, pf), bo was lubię, lmao XD

Odpowiem na wszystkie pytania :)

PO RAZ OSTATNI W TEJ KSIĄŻCE,
PO RAZ OSTATNI W LETTERS,
PO RAZ OSTATNI...

autorka

poniedziałek, 22 września 2014

14

PRZEŻYWAJCIE ROZDZIAŁ W HASHTAGU - W JEDNEJ KARCIE OTWARTY ROZDZIAŁ LETTERS, A W DRUGIEJ TWITTER - NAPRAWDĘ MI ZALEŻY
I HALO, TO MASTER CHAPTER, CHYBA MI SIĘ NALEŻY CNIE



Ruby's POV
- Wiesz, naprawdę dobrze się dzisiaj bawiłam - przyznałam i uśmiechnęłam się do Trisa, który wydawał się promienieć z radości.
- Ja też. Zapomniałem o tym wszystkim, co się dzieje.
- Zamierzasz im powiedzieć, że wiesz?
Tristan przygryzł wargę i spojrzał na mnie z niepewnością. Wiedziałam, że to jedyne, o czym marzył, ale nie mógł tego zrobić, nie mógł ich martwić. Przynajmniej według niego.
- Słuchaj, trwa postępowanie na policji, a twoje informacje dużo pomogą, okej? Musisz im powiedzieć.
Chłopak westchnął, a ja jęknęłam.
- Chodź tutaj - wzięłam go w objęcia i nic więcej nie mówiłam.
- Ruby, może to tylko moje podejrzenia? Wiesz, Tina była mi bliska i w ogóle, ale może to zrobił ktoś zupełnie inny? Ktoś, kogo nawet nie podejrzewam?
- Jak ja? - rzuciłam, a on przewrócił oczami.
- Oczywiście, że nie ty. Ale może to była Dianna w swojej własnej osobie? Rubs, ja już naprawdę nie wiem...
- Ale nie zaszkodzi się z nimi podzielić tym, co myślisz. Nieprawda?
- Prawda - skinął, a ja uśmiechnęłam się lekko. - Dlaczego zawsze musisz mieć rację?
- Tak to już jest z nami geniuszami - zaśmiałam się, a on pokręcił głową z niedowierzaniem.
Dianna's POV
- Dianna, musicie... - wychrypiał, ale zignorowałam go i już zaczęłam dzwonić po karetkę. - Musicie uciekać...
- Och, zamknij się, Hood. Ratuję ci dupę - mruknęłam i wsłuchiwałam się w irytujące pikanie po drugiej stronie słuchawki.
- Boże, naprawdę, Di? Która karetka przyjedzie ci na dach cholernego wieżowca?! - krzyczał zdenerwowany Michael. Chodził w jedną i w drugą stronę szukając wszystkiego, co nada się na opatrunek, bo ten, który obecnie miał na sobie Calum, zdążył już przesiąknąć krwią.
- Nie wiem, co mam zro... - przerwałam, kiedy ktoś wyrwał mi telefon. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się z sercem na ramieniu. - Mama? - wyszeptałam z niedowierzaniem. Jaja sobie chyba ze mnie robicie.
- Cześć, Dianno. Och, i cześć, Michael! Kopę lat! - wyrzuciła rękę w górę w entuzjastycznym geście, a potem wybuchnęła śmiechem. Naprawdę dużo kosztowało mnie wtedy, żeby jej nie spoliczkować.
- Co ty tutaj robisz? - syknęłam, a ona gwałtownie wciągnęła powietrze i wypuściła je powoli, formując ten sam diaboliczny uśmieszek, co zwykle. Uh.
- Co TY tutaj robisz, Dianno? Psujesz mój misterny plan...
- Daruj sobie. Zabiłaś Luke'a i Tinę? - wyrzuciłam bez skrupułów, a ona spojrzała na mnie urażona.
- Jak możesz mnie o to oskarżać... Czekaj, Tinę? - powiedziała bez tchu. - Pielęgniarkę?
- Nie, cholera, tęczowego kosmonautę pracującego w kopalni. Rusz głową, Elena! - krzyknęłam. Mama wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Nigdy wcześniej nie powiedziałam do niej po imieniu.
- Nie wiedziałam, że ją zabili. Nie mieli jej zabijać, cholera - powiedziała szybko, a ja otworzyłam szeroko oczy.
- Jak to "nie mieli jej zabijać"? Oni?
- Jest ich dwoje - przyznała, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. Tyle już wiemy. - Ale nie mogę ci powiedzieć, kim są. Zostałam zobowiązana.
Wtedy już nic mnie nie powstrzymywało. Spoliczkowałam ją tak mocno, jak tylko potrafiłam. Mama skuliła się i zaczęła masować obolały policzek. Szkoda, że to już nie była mama.
Cholera.
- Dianna, nie chcę wam przerywać - odezwał się Michael, który owijał sporym kawałkiem swojej koszulki ranę Caluma. - Ale chyba trzeba mu pomóc.
- Masz komórkę? Zadzwonię po karetkę. Zniesiemy go na dół do niej.
- Padła - skrzywił się.
- Oddaj mi telefon - rzuciłam głosem przepełnionym jadem w stronę Eleny. Nadal kucała i wydawało się, że płacze.
- Wydaje mi się, że nie mogę tego zrobić.
Och, więc tylko mi się wydawało.
- Oddaj. Mój. Pieprzony. Telefon.
- Nadal jestem twoją matką, Dianno. Wyrażaj się.
- Przestałaś nią być, kiedy wyrzuciłaś mnie z mojego własnego domu! - wrzasnęłam i odwróciłam się, odchodząc od tego wszystkiego.
Miałam dość.
Podeszłam do krawędzi i spojrzałam w dół. Daleko. Wyciągnęłam mój przetrwańczy zestaw, który nosiłam w kieszeni tylko na nagłe wypadki - pojedynczy papieros i zapalniczka. Sprawnym ruchem odpaliłam końcówkę i zaciągnęłam się, czując, jak mój organizm się rozluźnia. Obiecałam sobie dawno temu, dzień przed wyborem sukienki, że nie będę paliła do balu. A od tamtej pory minęło już tyle czasu...
- Daj mi - powiedział Michael, który niespodziewanie pojawił się koło mnie. Podałam mu papierosa, a on po chwili przypatrywania się mu, wypuścił go i pozwolił mu spaść. Nie zwrócił uwagi na ludzi idących pod nami, na ruchliwe Los Angeles pod naszymi stopami. Nie pomyślał, że ten papieros mógł kogoś podpalić, wywołać pożar, poparzyć.
- Dlaczego to zrobiłeś? - wyszeptałam.
- Nie mogę stracić też ciebie, okej? Wiem, że robiłaś to dwa lata temu, ale nie myślałem, że nadal. Przestań - zarządził i odszedł, zostawiając mnie samą.
Jeszcze raz spojrzałam w dół, rozważając opcję skoku, jednak pokręciłam głową i z drżącym oddechem wróciłam do Caluma, Eleny i Michaela.
- Okej, wyrażę się po raz ostatni - wycelowałam palec w matkę. - On potrzebuje pomocy lekarza. Jest naprawdę ranny.
- Jeśli nie dowiedzą się, że umarł, wrócą po więcej. Dlatego go tu przyniosłam - oświadczyła Elena.
- Kto wróci po więcej? - próbowałam ją podejść.
- Przestań Dianna, nie urodziłam się wczoraj.
Przyłapałam się na myśli, że po raz drugi w ciągu kilku minut ktoś powiedział mi, żebym przestała.
- Idę na dół - zakomunikowałam Michaelowi, a on skinął.
Otworzyłam szybko drzwi prowadzące do klatki schodowej i wind, i równie szybko zostały one zamknięte tuż przed moim nosem.
- Nie pozwolę ci na to - warknęła Elena, a ja w przypływie adrenaliny mocno kopnęłam ją w nogę. Zwinęła się na ziemię z jękiem, więc szybko wypadłam przez drzwi i pobiegłam do windy modląc się, żebym zdążyła dojechać do recepcji przed nią.
- No dalej, otwórz się...
Zadzwonił ten irytujący dzwoneczek, a ja wpadłam do środka i natychmiast wcisnęłam przycisk parteru. Kiedy drzwi się zamykały, zobaczyłam biegnącą w moją stronę Elenę, ale nie zdążyła.
Ruby's POV
- Może zadzwoń jeszcze raz? - zasugerowałam, a on potrząsnął głową.
- Musi mieć wyłączony telefon, bo przekierowuje mnie od razu na sekretarkę.
- Och, cholera! Dlaczego akurat dzisiaj nie wzięłam ze sobą telefonu? - mruknęłam i kopnęłam jakiś kamyk, który leżał mi na drodze.
- Może to sygnał, że mam im nie mówić?
- Och, przestań pieprzyć, Tristan.
- Więc co mam zrobić?
Zmarszczyłam brwi.
- Możemy pójść do mieszkania Michaela albo Dianny...?
Tristan wzruszył ramionami.
- Czemu nie?
Dianna's POV
- Tak, jest na dachu!
- W porządku, już dzwonię. Rana postrzałowa czy kłuta? - spytała ta irytująca recepcjonistka, a ja miałam ochotę ją przytulić. Krzesłem. W twarz.
- Cholera jasna, kobieto, tam wykrwawia się człowiek, a ty mnie pytasz, jaka to rana? Czy ja ci wyglądam na pieprzonego anestezjologa?!
- Może, gdyby założyć pani fartuch...
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? - spojrzałam na nią z niedowierzaniem, więc tylko spuściła głowę i wykręciła odpowiedni numer. Westchnęłam zirytowana i pokręciłam głową, tupiąc niecierpliwie nogą.
- Myślałaś, że tak szybko się mnie pozbędziesz? - powiedziała Elena wychodząc z windy. Zerknęłam na recepcjonistkę, żeby upewnić się, że rozmawiała już z pogotowiem. Rozmawiała. Uśmiechnęłam się i rzuciłam matce zwycięskie spojrzenie. - I co potem? Wiesz, kogo potem zamordują? Nie wiedziałam, że zamierzają zabić Tinę, więc równie dobrze mogą zrobić to samo z kolejną osobą. Może to będzie Ruby? Albo Michael?
- Zamknij się! Po prostu się zamknij!
- Już jadą, proszę pani - usłyszałam recepcjonistkę, więc rzuciłam się do windy, żeby pojechać na górę.
- Nie będzie kolejnego razu - syknęłam, a Elena westchnęła.
- Mam nadzieję, że masz rację.
---
Znieśliśmy Caluma, który stracił przytomność w windzie, do sanitariuszy czekających na parterze. Od razu zapakowali go do karetki i odjechali na sygnale. Westchnęłam przeciągle i oparłam głowę o ramię Michaela, który objął mnie ramionami. Elena zniknęła zanim wróciliśmy. Może to i dobrze.
Kiedy wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy w bliżej nieokreślonym kierunku, a cisza stała się niekomfortowa, podjęłam rozmowę.
- Czemu to wszystko jest takie pokręcone, co?
- Żebym to ja wiedział, Di. Żebym to ja wiedział... Jak się czujesz po spotkaniu z mamą?
- Nie gorzej, niż bym się spodziewała, ale wolałabym tego uniknąć.
- Co zamierzasz zrobić teraz?
- Chyba wrócę do domu, już ciemno - zauważyłam, a on skinął i złapał moją rękę.
- Powinnaś się przespać. To wszystko naprawdę nie wpływa na ciebie dobrze.
Michael odprowadził mnie pod samiutkie drzwi, upewniając się, że nic mi nie grozi. Pocałował moje czoło i uśmiechnął się pocieszająco, po czym odszedł. Stałam przez chwilę przed kamienicą i patrzyłam na jego oddalającą się sylwetkę, całą napiętą. Wydarzenia ostatnich tygodni odbiły się nie tylko na mnie, ale i na nim.
Pokręciłam głową i weszłam do mieszkania.
Michael's POV
Powiedziałem jej, że tak jak ona pójdę do domu, jednak udałem się do szpitala. Dowiem się, kto go zranił, kto zabił Luke'a i Tinę, kto śledził Tamarę. Nie chciałem jej powiedzieć, bo upierałaby się, żeby iść ze mną.
Popchnąłem szklane drzwi i podszedłem do recepcjonistki.
- Moje nazwisko Hood, przyszedłem do Caluma Hooda.
- A pan jest...?
- Bratem.
Oh, jestem taki genialny.
- Zaraz spytam, czy można go odwiedzić. - pobiegła do doktora, który podszedł do mnie i podał mi rękę. Zignorowałem ją.
- Obudził się?
- Pół godziny temu. Został już opatrzony, na szczęście rana była kłuta, więc nie musieliśmy szukać w jego organizmie ciał obcych tak jak w przypadku postrzałowej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to Calum dojdzie do siebie w przeciągu dwóch tygodni.
- Mogę go odwiedzić?
- Jest wycieńczony...
- To naprawdę ważne. Muszę wiedzieć, kto to zrobił. Myślę, że to ludzie, którzy już są podejrzani o dwa morderstwa.
Lekarz westchnął i rzucił mi pouczające spojrzenie.
- Pięć minut.
- I ani chwili dłużej - obiecałem.
- Trzecie drzwi, pierwsze piętro, po lewej stronie.
- Dziękuję - rzuciłem w biegu i chwilę później wszedłem po cichu do sali. Calum był podpięty do tego wszystkiego, te linki, igły, parametry...
Zadrżałem.
- Hej - powiedziałem cicho, a on przeniósł swój wzrok na mnie.
- Cześć.
- Słuchaj, wiem, że to nie odpowiedni moment, ale musisz mi powiedzieć, kto to był.
Hood odwrócił głowę w stronę ściany i mruknął:
- Nie mogę jej tego zrobić.
- Jej? Calum, wiesz, że zatajenie informacji dotyczących śledztwa jest karalne - powiedziałem ostro, a on spojrzał mi w oczy.
- Posłuchaj sobie, Michaelu Gordonie Cliffordzie. Masz sobie Diannę, razem będziecie szczęśliwi, a ona urodzi wam gromadkę rudych dzieci, które szybko wyłysieją przez gen od strony ojca. Ale ja tak nie mogę, wiesz? Jedyna dziewczyna, na której kiedykolwiek mi zależało, którą naprawdę kochałem, jest mordercą, rozumiesz to? Chciała mnie zabić, strzeliła do mnie, ale chybiła. To on mnie przebił. Ale kiedy myśleli, że umarłem, zostawili mnie. A ja uciekłem.
- Kto to był, Hood? Proszę, powiedz mi.
- To Jade - wyszeptał, a ja otworzyłem szeroko oczy.
- Nie może być. Dianna mówiła, że była bliska płaczu, kiedy usłyszała, że najprawdopodobniej nie żyjesz.
Calum uśmiechnął się krzywo.
- Jest niesamowitą aktorką. Uwierzyłem nawet, że mnie kochała, więc taka rola to dla niej nie problem.
- A on? Kim on był?
- Wściekniesz się, Mike. - powiedział cicho, a ja przewróciłem oczami. I tak już byłem wściekły.
- Po prostu mi powiedz.
Calum przełknął głośno ślinę.
Dianna's POV
- Ash? Jesteś? - spytałam ściągając buty i odkładając torebkę na małym stoliku koło drzwi.
- W sypialni! - usłyszałam w odpowiedzi.
Weszłam do jego pokoju, który, niespodzianka, miał więcej wspólnego z polem walki po III Wojnie Światowej, i usiadłam na łóżku. Właśnie grał w fifę i wolałam mu nie przeszkadzać, więc siedziałam cicho. I to on podjął rozmowę.
- Co jest, mała?
- Nie wiem, Ashton. Już sama nie wiem - pokręciłam głową. Ash spojrzał na mnie kątem oka i zatrzymał grę.
- Połóż się - powiedział, a ja wykonałam polecenie. Po chwili ułożył się tuż obok mnie i przytulił do swojego boku. - Teraz powiedz, co ci siedzi w głowie.
- Pamiętasz, że Luke został zamordowany, prawda?
- A nie popełnił samobójstwa?
- To długa historia - westchnęłam, a on ścisnął moją dłoń, jakby pokazując, że rozumie. - Ci sami ludzie zabili Tinę, pielęgniarkę z naszej szkoły.
Ash spiął się po moich słowach.
- I myślałam, że Caluma, chłopaka Jade też...
- Oni nie są razem - rzucił, a ja spojrzałam na niego z wyraźnym pytaniem w oczach. - Mówiłaś, że ciągle upierają się, że są tylko przyjaciółmi.
- Mniejsza - przewróciłam oczami. - Znaleźliśmy go rannego dzisiaj z Michaelem, na dachu wieżowca. I wiesz, kto go tam przyniósł? Moja matka.
- Woah woah woah. Jak to? Czy ona nie...?
- Tak, ona tak. I za wszelką cenę nie chciała, żeby przyjechała po niego karetka.
- Dlaczego?
- Mówiła coś o tym, że oni znajdą inną ofiarę i że może to być ktoś cenniejszy dla mnie niż on... Ash, ja już naprawdę nie mogę - wyszeptałam, a on objął mnie ciaśniej.
- Powinnaś się przespać - stwierdził.
O, ironio, że mój drugi chłopak powiedział to samo, wtrąciła moja irytująca podświadomość.
- Zaśpiewaj mi.
- Co? - zdziwił się.
- Zaśpiewaj mi coś do snu.
- Może być coś, czego nie znasz?
- Cokolwiek - wyszeptałam i poczułam, że skinął głową.
- Życie może być takie trudne by oddychać, kiedy jesteś zamknięta w pudełku
Czekasz na wolność aż przybędzie, zawsze przychodzi za późno
Jesteś na krawędzi, gubiąc się i droga zaczyna kołysać
Za każdym razem gdy strona się odwraca, jest szansa by to naprawić.
Wsłuchiwałam się w jego kojący głos, tak jak kilka godzin temu w głos Michaela. Moje powieki zrobiły się ciężkie i postanowiłam je zamknąć. Oddychałam spokojnie.
- Och, Słońce wzejdzie jak zapłoną płomienie...
Mogłabym być w tych ramionach zaw...
- We're not done 'till we say it's over. - wyszeptał, a ja wstrzymałam oddech nagle rozbudzona.
Niemożliwe. Nie.
Wszyscy, każdy człowiek na całym świecie, tylko nie on.
Nie chłopak, który piecze mi ciastka bez okazji.
Nie chłopak, który całował moje blizny.
Nie chłopak, który byłby w stanie oddać mi wszystko, co miał, żebym tylko była szczęśliwa.
Nie Ashton.
- Żegnaj, Dianno. - powiedział, a ja usłyszałam dźwięk noża obijającego się o coś metalowego. Co, do...
Cholera jasna!
Zaczęłam się szarpać, a on zacieśnił uścisk na mojej talii. Nawet w ciemności widziałam ostrze w jego ręce wiszące tuż nad moim sercem.
- Stój! - ktoś krzyknął i po chwili usłyszałam strzał pistoletu. Michael!
Ręka Ashtona omsknęła się i nóż spadł na moją twarz, przecinając mój policzek. Krzyknęłam z bólu. Przerażony puścił mnie, więc sturlałam się z łóżka i wpadłam pod nie, kurczowo trzymając się desek, żeby nie mógł mnie stamtąd wyciągnąć. Bałam się oddychać, jakbym za wszelką cenę nie chciała, żeby mnie usłyszał. Zamknęłam oczy i zaczęłam modlić się w duchu. Jeszcze nie dzisiaj, proszę, jeszcze nie chcę umierać...
- Spodziewałem się po tobie czegoś więcej, Ashton. Nie byłeś taki - rzucił Michael i po chwili padł drugi strzał.
Usłyszałam głuchy łoskot upadającego ciała Irwina i po chwili poczułam pod sobą coś mokrego. Jego krew spływała po panelach i dotarła aż do mnie. Natychmiast wyskoczyłam spod łóżka jego drugą stroną i podbiegłam do Michaela, rzucając mu się w objęcia. Dałam upust emocjom. Płakałam, a moje słone łzy dostawały się do otwartej rany na policzku. To jednak nie bolało tak mocno, jak uczucie zdrady, którego doznałam przed chwilą. Ufałam mu. Cholera, ufałam mu.
- Kto jeszcze? - wyszeptałam drżącym głosem, nadal go nie puszczając. Szlochałam tak głośno, że myślałam nawet, że mnie nie usłyszał.
- Jade.
Zapłakałam gorzko i uścisnęłam go jeszcze mocniej, o ile było to możliwe.
- Ćśś... - pogłaskał mnie po głowie i zaczął się bawić moimi włosami. - Już po wszystkim, Dianna.
Już po wszystkim, powtórzyłam w głowie.
Teraz będzie tylko lepiej.
------------------------------
OH, TAK, WSZYSCY ZGADLI ASHTONA, ALE NIKT NAWET NIE POMYŚLAŁ O JADE.
N I K T
ROZUMIECIE TO?
NIKT.
mamy nawet Elenę, cóż za zaszczyt, fiu fiu
Przed nami ostatni rozdział Letters!
Jezus maria, czy tylko ja się tak trzęsę na tę myśl?
Chyba tak, lmao XD
po rozdziale piętnastym wszystko się wyjaśni i będziecie wiedzieli już o co kaman, jakie były motywy itede itepe
CZYTASZ = KOMENTUJESZ, BO TO BARDZO DŁUGI ROZDZIAŁ I WYMAGAŁ ODE MNIE NIESAMOWICIE DUŻO WYSIŁKU
see ya, mother fuckers

joł, Wifi taka gangsta XDD

tsa

wtorek, 16 września 2014

13

SPAMUJEMY W HASHTAGU #LETTERSFF, BO IM WIĘCEJ BĘDZIECIE SPAMOWAĆ, TYM SZYBCIEJ DODAM ROZDZIAŁ 14

CZYTASZ = KOMENTUJESZwow, ja i szantaż

Michael's POV

Wróciliśmy do domu z roztrzęsioną Tamarą. Dianna ciągle szemrała coś pod nosem o uzależnieniach i przymusie, jednak niewiele z tego zrozumiałem, więc postanowiłem nie wnikać. Tam zaś próbowała opowiedzieć nam, jak wyglądał mężczyzna, który ją śledził, jednak na próżno. Zawsze to wszystko opuszczało jej usta tak nieskładnie, że ani ja, ani Di nie mogliśmy zrozumieć, o co tak właściwie jej chodzi.

- Może zrobię ci herbatę? - zaproponowała w końcu Dianna, a Tammy westchnęła i rzuciła się plecami na łóżko.

- Jestem beznadziejna.

- Co? Dlaczego? - podszedłem do niej i usiadłem obok. Wyglądała inaczej niż Tamara, którą znałem. Ta była wypluta z energii, smutna, miała worki pod oczami. Wycieńczona jak nigdy. Cholera.

- Nie wiem, ja... - urwała nagle i spojrzała mi w oczy. - Michael, czy ty w końcu wiesz, kto zapłacił twoją kaucję?

- Ja... Nie. Tamara, przerażasz mnie, o co chodzi?

- To był Ashton.

- Czekaj. Znałeś Ashtona wcześniej? - Dianna, która nadal stała w progu, zmarszczyła brwi.

- Nie zawsze był z tobą tak szczery, jak myślisz. - wzruszyłem ramionami. - Powiedzmy, że miał interesy z, umm... - Cholera, nie powiem jej przecież, że z Calumem! - Z moim kumplem.

- Jakim kump...

- Mogę tą herbatę? Źle się czuję... - przerwała jej Tamara, a ja posłałem jej wdzięczne spojrzenie.

- Umm... Tak, jasne. Tak - Di wyszła i po chwili usłyszeliśmy dźwięk otwieranych szafek i gotującą się wodę w czajniku.

- Jak to Ashton?! - zapytałem tym charakterystycznym, teatralnym szeptem.

- No Ashton. Spiknęłam się kilka razy z dziewczyną, której ojciec był mundurowym. Włamała się do akt. - usiadła i skrzyżowała nogi. - Nie wiem, dlaczego, ale zamierzam się dowiedzieć.

Nie ty jedna, Tam. Nie ty jedna.

---

- I co? - spytała Dianna, kiedy wreszcie wyszliśmy z mieszkania i postanowiliśmy się przejść.

- Co co?

- Czegoś się dowiedziałeś?

- Nic, czego byśmy dotąd nie wiedzieli - kaptur, zacieniona twarz, szybki krok.

- Myślisz, że wróci? - spytała cicho, a ja wzruszyłem ramionami.

Spojrzałem na nią z góry i pomyślałem o tym, jak daleko od siebie nawzajem byliśmy zaledwie kilka miesięcy temu. Teraz zwierzamy się sobie ze swoich sekretów, ufamy sobie wzajemnie. Kochałem ją cały czas, ona mnie chyba też, ale musiała sobie to uświadomić.

- Wróćmy na chwilę, Dianna - rzuciłem i zawróciłem, a ona zmarszczyła brwi i rzuciła mi pytające spojrzenie. - Wezmę gitarę i zabiorę cię w takie jedno miejsce - uśmiechnąłem się.

- W porządku.

Tak więc zrobiliśmy - zabrałem Gertrudę (Tamara wybrała to imię, żeby było jasne), ulotniłem się cicho z mieszkania i dołączyłem do Di, która czekała na mnie przed kamienicą.

- To co? Gdzie idziemy? - spytała.

- Niespodzianka.

Przeszliśmy przez ulicę i podeszliśmy do wysokiego budynku. Otworzyłem przed nią drzwi i sam wszedłem. Wcisnąłem przycisk windy i gestem ręki pokazałem Di, żeby poszła za mną. Wcisnąłem guzik z numerem 29, który zawieźć miał nas na najwyższe piętro. W windzie panowało niesamowite napięcie, nie mogłem temu zaprzeczyć. I cholernie nie podobało mi się, że nie mogłem nic z tym zrobić. Chociaż...

- Michael, cz...

Przywarłem do niej całym ciałem, przyciskając ją do ściany. Wzięła urywany oddech i pocałowała mnie łapczywie. Uśmiechnąłem się lekko i położyłem dłonie po obu stronach jej głowy. Ona swoje palce wplotła w moje włosy.

- Lubię, kiedy przejmujesz kontrolę - wyszeptałem i zjechałem pocałunkami w dół jej szyi. Dianna pisnęła cicho i w tym momencie zadzwonił ten irytujący dzwoneczek, który oznajmił nam, że jesteśmy na miejscu.

- Zjadam cię - uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę. I, o matko, jeśli to nie była najsłodsza rzecz na świecie, to nie wiem, co nią jest. Jestem takim mięczakiem.

Pokręciłem głową i pociągnąłem ją za rękę.

Dianna's POV

Kiedy wchodziliśmy po schodach, już wiedziałam, że zmierzamy na dach. Oh, to takie banalne, a jednocześnie takie oryginalne.

Michael otworzył metalowe drzwi. Zimny powiew wiatru sprawił, że zadrżałam, więc podał mi swoją kurtkę, którą przyjęłam z wdzięcznością. Podeszliśmy do krawędzi budynku i usiedliśmy tak, że nasze nogi zwisały nad jedną z ruchliwych ulic Los Angeles. Było już ciemno, gwiazdy świeciły mocno na niebie, a moje serce biło jak szalone przez pewnego białowłosego chłopaka po mojej lewej stronie.

Mike chwycił gitarę i wyjął ją z pokrowca razem z kapodasterem i kostką. Sprawdził szybko, czy instrument jest nastrojony i zaczął grać, patrząc mi w oczy. Bez zbędnych słów. Tylko gra i jego śpiew.

- I may say it was your fault because I know you could have done more...*

Wybuchnęłam śmiechem i pokręciłam głową z niedowierzaniem. On potrafił zepsuć naprawdę każdy romantyczny moment.

- Oh, you're so naive yet so - zaśpiewałam razem z nim, a on się uśmiechnął.

Skończyliśmy całą piosenkę, śmiejąc się i wtórując sobie nawzajem. Westchnęłam i oparłam głowę o jego ramię.

- Teraz coś ładnego, poproszę.

- To nie było ładne? - oburzył się, a ja zachichotałam.

- Okej, okej. Już gram.

Na początku nie rozpoznałam piosenki, ale kiedy zaczął śpiewać, uśmiechnęłam się i poprawiłam się na jego barku.

- The front pages are your pictures, they make you look so small...**

Miał taki idealny głos. Nie mogłam się mu oprzeć pod żadnym względem. I, cholera, tak mocno go kochałam.

- Diana, let me be the one to light a fire inside your eyes.

- You don't know me, you don't even know me...

- But I can hear you crying.

Uwielbiałam z nim śpiewać. To był ten moment, kiedy nie wstydziłam się tego, jak brzmię, czy tego, że może nie do końca znam tekst. Jego i tak to nie obchodziło.

Zagrał ostatnie akordy i już miał odstawić gitarę, kiedy złapałam jego rękę.

- Jeszcze jedną. Ostatnią. Taką od serca.

Mike spojrzał na mnie z wahaniem i westchnął.

- Jest taka jedna, sam ją napisałem...

- To na co jeszcze czekasz? Chcę ją usłyszeć!

- Um... No dobra. Niech będzie. Ale powstała dwa lata temu, kiedy jeszcze Luke...

- Po prostu graj - pokręciłam głową.

Wsłuchiwałam się w tekst i zdałam sobie sprawę z tego, że faktycznie kiedyś naprawdę musiałam go ranić tym, że byłam z Luke'iem.

Tej nocy znikamy szybko

Ja tylko chciałem sprawić, że to przetrwa

Gdybym mógł powiedzieć słowa, które chcę powiedzieć

Znalazłbym sposób byś została

Nigdy nie pozwoliłbym ci odejść

Złapałbym cię we wszystkich grach, w które graliśmy

Idź śmiało, rozerwij mi moje serce, pokaż mi o co chodzi w miłości

Idź śmiało, rozerwij mi moje serce, bo przecież o to chodzi w miłości

Chcę żebyś pragnęła mnie w ten sposób

I potrzebuję żebyś potrzebowała mnie bym został

Jeśli powiesz, że nic nie czujesz

Jeśli nie wiesz...

Pozwól mi odejść.

Jeśli nie wiesz po prostu pozwól mi odejść.

Zapomnijmy o przeszłości

Przyrzekam, sprawimy, że to przetrwa

Bo pamiętam smak twojej skóry dziś w nocy

I sposób, w jaki na mnie patrzyłaś, miałaś te oczy

Pamiętam w jaki sposób czułaś się w środku

I tytuły piosenek, które doprowadzały cię do płaczu

Krzyczałabyś, walczylibyśmy

Nazwałabyś mnie szalonym, ja śmiałbym się

Byłaś zła, ale zawsze mnie przytulałaś

I koszulę, którą ty zawsze pożyczałaś

Kiedy się obudziłem zniknęła, nie było jutra.

Idź śmiało, rozerwij moje serce

Jeśli myślisz, że o to chodzi w miłości

Idź śmiało, rozerwij moje serce

Chcę żebyś pragnęła mnie w ten sposób

I potrzebuję żebyś potrzebowała mnie bym został

Jeśli powiesz, że nic nie czujesz

Jeśli nie wiesz...

Pozwól mi odejść.

Jeśli nie wiesz po prostu pozwól mi odejść

- Mike, ja... - odsunęłam się od niego, jednak mi przerwał.

- Nic nie mów, Di. Nic nie mów. Jesteś teraz ze mną, tylko to się liczy. Zapomnijmy o przeszłości, słyszałaś? - spojrzał na mnie, a ja skinęłam i znowu się do niego przytuliłam, bo to wydawało się takie odpowiednie.

- Jesteś dla mnie bardzo ważna, wiesz?

- Wiem. Ty dla mnie też. Sprawiasz, że zapominam o tym całym gównie związanym z Luke'iem, Tiną i Calumem.

- To chyba dobrze?

- Bardzo dobrze.

- Myślisz, że...

Coś poruszyło się głośno za naszymi plecami.

- O matko, co to było? - pisnęłam przerażona, przylegając do Michaela jeszcze ciaśniej.

- Nie mam pojęcia.

Wtedy ktoś wychrypiał cicho, jakby ostatkiem sił:

- Pomocy...

Wstałam i pobiegłam za głosem, o mało nie potykając się o ciało na ziemi. Mężczyzna leżał na brzuchu i nawet w takiej ciemności mogłam zobaczyć plamę krwi na jego plecach. Odwróciłam go tak, żeby zobaczyć jego twarz i krzyknęłam przerażona. Michael podszedł do mnie z telefonem, oświetlając ciało i sprawiając, że zbladłam jeszcze bardziej i osunęłam się na kolana.

Niemożliwe.

- Calum? - wyszeptałam.

------------

OKEEEEEJ, KTO SIĘ SPODZIEWAŁ TAKIEGO OBROTU SPRAW, HĘ?

no dobra, połowa z was pewnie tak, lel XD

JAKO ŻE kalóm hód żyje, to już naprawdę, naprawdę niedługo (aka w następnym rozdziale) poznamy morderców!

2 rozdziały do końca! :D